Kalardur

Nowa ziemia i początek większego kontynentu, idealne miejsce, by rozbić tutaj swój obóz.

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2015-08-26 12:53:53

Wielki Mistrz
Lider
Dołączył: 2015-08-25
Liczba postów: 5
Windows 7Chrome 44.0.2403.157

Ludzkie zapiski historii Kalardur

Zapiski z notatnika sir Chalehara

Przed czterema laty, wódz Karar wypłynął na nieznane wody w poszukiwaniu nowych terenów do zasiedlenia. Było to oczywiście spowodowane sytuacją na starym kontynencie i Sagorem. Nie zważając na niebezpieczeństwo i niepewności związane z nieznanymi terenami, wypłynął on razem ze swoją załogą a wieść o nim zaginęła na długie miesiące. Pewni jego powrotu nie zdążyli nawet zwątpić, gdy w końcu pojawił się mówiąc o wspaniałej ziemi na wschodzie, bogatej we wszystko co było nam potrzebne. Nie minął rok od wypłynięcia wodza, a pierwsi ludzie zaczęli przenosić się na nowe tereny. Oczywiście król i jego rodzina a także duża część wojsk i ludzi pozostała we wiosce, jednak część z nas odeszła w nieznane, w tym ja - pierwszym statkiem na nowy ląd - Kalardur. Poniżej przedstawiam wam ułożone chronologicznie ważne momenty stolicy Kalarduru.

Pierwszy rok Kalardur.

Ciężko było mi odezwać się, gdy dotarliśmy na miejsce. Kalardur wyglądał jak wielka, wspaniała kraina, której nie dotknęła ludzka stopa. Ani niczyja inna, co sprawiało jeszcze więcej zadowolenia na mojej twarzy. Aż poczułem żal myśląc o tym, że to właśnie tutaj staną nowe miasta, a po latach nasi synowie i córki będą biegać po kamiennych ulicach miasta, które niegdyś były bujnymi łąkami. Nie dali mi się nacieszyć widokiem, gdy bardzo szybko ruszyliśmy do pracy. Mimo zmęczenia, chorób morskich i innych tego typu rzeczy, musieliśmy szybko przyszykować pierwszy prosty obóz i ja należałem do tych, którzy mieli ciężko pracować. Zbudowaliśmy sporo domków dla mieszczan nim nastał wieczór, a i tak wszyscy żołnierze i część mieszkańców musiała jeszcze tej nocy pozostać na statkach. Ja zostałem na nocnej straży. Zatrzymaliśmy się w dosyć ciekawym miejscu, w okolicach zatoki, tak że daleko w oddali za wodą widać było dalszą część lądu. Ten kontynent z pewnością daleko się ciągnął, zwłaszcza dlatego, że Karar wypowiadał się na ten temat. Podczas nocy nie działo się wiele, zdołałem podziwiać jednak wiele ciekawych ale i dziwnych świateł wychodzących z drugiego końca lasu, to miejsce miało naprawdę magiczną atmosferę, a te tajemnicze światła poprawiały tym bardziej klimat. Nic nas nie atakowało i panował skrajny spokój. Tak to jest, gdy trafiasz do spokojnego miejsca po całym życiu spędzonym w Belorfind.

Minął już miesiąc od kiedy dotarliśmy do Kalardur, a ta kraina nie przestaje mnie zadziwiać! To wspaniałe miejsce jest bogate we wszystko, czego potrzeba człowiekowi. Dawno nie jadłem tak dobrych i słodkich owoców, a mięso tutejszych zwierząt daje wrażenie, jakbyśmy na starym kontynencie korzystali ze zgniłego, zepsutego mięsa. Powietrze było łagodne i czułem się, jakbym odmłodniał kilka lat. Naprawdę, czy jest miejsce lepsze niż to? Korzystając z pewnego tajemniczego kryształu, który pochodził z tego miejsca mogliśmy kontaktować się na odległość, a kilku magików z naszego miasta doprowadziły je do takiego stanu, że mogły one przemierzać tak ogromną przepaść między nami - całe morze, mogliśmy kontaktować się z Belorfindem. Drugi statek już praktycznie gotowy był do drogi, zbierano wielu ludzi o różnych umiejętnościach a także wiele materiałów by zbudować nowe miasto. Potrzebowaliśmy kamienia i ludzi za to odpowiedzialnych było naprawdę sporo. Nie znam się na tej pracy, ale przemierzając najbliższe okolice jako patrol znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc, nawet jedną jaskinie! To może stąd będą wydobywali kamień, kto wie? Nie jest to nawet tak daleko od wioski. A nuż jest tam coś cenniejszego? Bądź co bądź, bardzo ciekawi mnie to miejsce i wciąż zaskakuje! Ostatnio na niebie pojawiła się wspaniała łuna, a w środku dnia gdzieś bardzo daleko w oddali widzieliśmy duże źródło światła, które wyleciało w niebo. Ciężko byłoby nawet zlokalizować z jakiego to było miejsca, ale szukaliśmy! Nic tam nie było. To miejsce skrywało jakieś niesamowite postacie, lub tworzyło prawdziwie nieziemskie cuda. Ja osobiście byłbym za tym drugim, ale zostałem dowódcą wojska. Mimo swojej odkrywczej natury i fascynacji tym miejscem musiałem uznać to za potencjalne zagrożenie. Choć osobiście nie sądzę, że jeśli to było COŚ, to miało to jakieś wrogie zamiary wobec nas.

244 dzień po osiedleniu Kalardur i ten sam też wpis do notatnika. Nasze pierwsze miasto na kontynencie - Emmeran zaczynało już jakoś wyglądać. Ale jednak wiele się zmieniło. Dzisiaj zostaliśmy zaatakowani przez wściekłego psa. Pierwszy raz od przybycia. I to nie był jakiś zwyczajny pies, prawdziwa bestia z ogromnymi kłami. Wyszliśmy na dwudniową wyprawę w głąb kontynentu, a podczas odpoczynku wyskoczył z krzaków i prawie rozszarpał jednego z moich ludzi. Mimo treningów, zaczęliśmy zapominać, jak się walczy w tym sielankowym świecie. Udało nam się go zabić i szybko wycofaliśmy się do Emmeran, dzisiaj wróciliśmy i wszystko było dobrze, do końca dnia nikt więcej nie zaatakował, wygląda na to że wkroczyliśmy na jakieś zabronione tereny. Zostaliśmy zaatakowani duży kawałek za zwężeniem, za wielkim półwyspem na którym się osiedliliśmy. No i - co to był dzisiaj z trening! Naprawdę, godny podziwu. Moi ludzie naprawdę ciężko walczyli ze sobą chcąc przywrócić swoje dawne umiejętności, a potem poprawić je. Po rozejściu się plotek zdaje się że całe miasto trochę straciło wigoru. Ale ciężko coś powiedzieć, jeżeli minęło tylko parę godzin. W ciągu najbliższych dni powinniśmy ustabilizować się i wyjdzie, jak to na nas wpłynęło.

Szok, przerażenie i trwoga. Minęło półtora roku spokoju i zajęliśmy już dużą część półwyspu, lecz na co to wszystko? Dzisiaj w ciągu dnia usłyszeliśmy sygnał trąby i bębny. I choć minęło tyle czasu, wszyscy wiedzieli, co to oznacza. To klan Ognia, orkowie ze starego kontynentu. Jak oni dostali się na Kalardur? Myślałem że tylko my wiemy o tym miejscu a teraz okazuje się że dostali się tutaj i nieprzyjaciele! 18 miesięcy spokoju to i tak dużo, ale wciąż jest to przerażające! Nie tylko dla nas, przez cały ten czas widziałem wspaniałe cuda i tajemnicze postacie na tej wyspie i gdy tylko pomyślę o tym że klan Ognia może położyć łapska na tych miejscach, czuję się okropnie! To tak jakby nasza wina, my sprowadziliśmy tutaj w jakiś sposób tych morderców i my powinniśmy za to zapłacić, a nie oni. Trąby wprawiły całe miasta w zakłopotanie, tym gorzej! Magiczny róg należy do lidera orków, jak to jest że przybył on właśnie tutaj? Skontaktowaliśmy się ze starym kontynentem kryształami, choć po tym wszystkim czego się dowiedziałem bardzo tego żałuję! Rodzina królewska wyraziła swoje zadowolenie tym, że uwolnili się od orków. Naprawdę! Nie licząc się z naszą sytuacją! Okropnie się cieszę z tego powodu, że nie było mnie przy tym, mogłoby się to źle skończyć dla mojego i nie tylko honoru. Jak mogli tak nas zostawić i zignorować? To naprawdę niewiarygodne! Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Żołnierze naprawdę ostro zaczęli ćwiczyć, a wielu mężczyzn z miasta wyraziło chęć pomocy. Musieliśmy przygotować się na najgorsze i sądzę że nic nie zmieni się w przeciągu najbliższych kilku dni.

To ostatni statek ze starego kontynentu. Dzisiaj przybyło więcej mieszkańców starego kontynentu, następni się nie pojawią. Król zabronił wysyłania następnych statków, Emmeran jest teraz tak samo zagrożony jak Belorfind, a nawet powiedziałbym że może i bardziej, od wydarzenia sprzed czterech miesięcy przygotowaliśmy wszelkie fortyfikacje i obozy w oddali od miasta, ale wciąż są to małe środki zaradcze. Gdy przyjdzie do konfrontacji, niekoniecznie będzie to wystarczające, znając moc i uderzenie orków. Przynajmniej mamy już wielu ludzi odpowiedzialnych za wiele pożytecznych rzeczy w naszych miastach, a to daje nam broń, budowle obronne a także punkty strategiczne. Tymczasem gdy patrzę na tych najmłodszych mieszkańców Kalarduru, widzę w nich siebie sprzed przeszło dwóch lat - zafascynowani pięknem, smakiem i nowym światem. Ja nie mam teraz czasu na myślenie o tym. Tymczasem, ten dzień był pewien dziwnych wydarzeń. Miałem nocną wartę. Jak zresztą zawsze od dwóch lat, z lasu wychodziły bardzo dziwne światła. Im większe były miasta, tym bliżej tych świateł patrolowałem okolice. Od jakiegoś czasu byliśmy dosłownie pod tym lasem, ale z powodu obecnych sytuacji nie byłem w stanie myśleć o tych światłach. A więc dzisiaj one przybyły do mnie. Przede mną pojawiła się tajemnica, świecąca kobieta. Była wysoka i... brązowa, włosy miała niczym gałęzie drzew. Chciała coś do mnie powiedzieć, ale nie rozumiałem jej języka. Powtórzyła to kilka razy, a potem zniknęła. Zapamiętałem te słowa: "Kael, siaha ta! Kael, katahua sae intaa." Nie mam najmniejszego pojęcia o co jej chodziło. Mówiła jednak z wielkim przekonaniem. Chociażby znaczyło to, że zamieszkaliśmy na ich świętych ziemiach czy coś takiego - nie byłem w stanie tego stwierdzić. Drugie wydarzenie dzisiejszego dnia to zniszczenie kryształów. Byłem w mieście, gdy usłyszałem krzyk i stłuczenie czegoś. Gdy dotarłem na miejsce, Meran - król naszego miasta leżał na ziemi, wściekły i wyraźnie zmęczony. Powiedział, że rozmawiał z królem, gdy kryształ pękł w jego rękach. Wygląda na to, że nasza magia nie była w stanie utrzymać ich, a po tym czasie zniszczyły się. Cóż, i tak wielkim sukcesem było to, że utrzymały się przez dwa lata. Mieliśmy jakieś dodatkowe egzemplarze, lecz na tą chwilę byliśmy odcięci od starego kontynentu. Z powodu zagrożenia atakiem orków, król zarządził, że nie powinniśmy wyruszać na podróże morskie - przynajmniej do czasu ustabilizowania się sytuacji.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB 1.5.7

Darmowe Forum
realliferp - southmta - roxie-wegiel-ofc - iskierka - akwarystykdlanowicjuszy